Dominikana to nie tylko hotele all inclusive – poznaj dominikańską prowincję

Dominikana jest krajem do którego coraz częściej podróżują Polacy. Przybywamy tutaj, żeby napawać się słońcem, cudowną pogodą i przepięknymi plażami. Olbrzymie, luksusowe, resorty All Incusive bardzo często stają się „złotą klatką” której, na skutek różnych obiegowych opinii o Dominikanie nie chcemy opuszczać. Wielu z nas sądzi, że Dominikana jest krajem biednym, niebezpiecznym, zacofanym. W dzisiejszym artykule chciałbym odkłamać te stereotypy i zachęcić wszystkich czytelników do odkrywania uroków karaibskiej prowincji.

Pierwsze pytanie które zadają sobie turyści przybywający do Dominikany to pytanie o bezpieczeństwo. Czy tutaj jest bezpiecznie, czy bez narażania się różne nieprzyjemności mogę opuścić hotel? Odpowiem bez wahania – TAK. Dominikana jest krajem przyjaznym, cywilizowanym, a Dominikańczycy, szczególnie Ci z prowincji, są ludźmi niezwykle gościnnymi. Ale żeby nie było zbyt kolorowo muszę wspomnieć o największym obecnie problemie Dominikany

czyli o kwestii nielegalnej imigracji z Haiti. Według różnych, nieoficjalnych statystyk jest ich tutaj już około 3 miliony i są to osoby zdecydowanie najsłabiej sytuowane. Mieszkają oni zazwyczaj bardzo biednie, w chatach z blachy falistej z rozpadającymi się dachami. Zarabiają średnio 3 -5 dolarów dziennie, pracując fizycznie, najczęściej na plantacjach trzciny cukrowej. Nie lubię generalizować, ale jeżeli miało by nas tutaj spotkać coś złego to sprawcą na będzie najczęściej Haitańczyk. Dlatego, mimo że Dominikana jest krajem bezpiecznym, to trzeba zachować podstawowe zasady bezpieczeństwa – nie należy zapuszczać się w tak zwane „szemrane dzielnice” i ciemne zaułki. Odradzam również podróżowanie w pojedynkę (im większa grupa, tym raźniej i bezpieczniej). Unikać należy również korzystania z tzw. „motoconcho”. Są to taksówki motorowe, prowadzone w Bavaro głównie przez Haitańczyków. Często ich kierowcy są również drobnymi naciągaczami, naganiaczami a także sprzedawcami narkotyków. Zastosowanie się do tych rad, a także zachowanie zasad zdrowego rozsądku powinno zagwarantować bezpieczny pobyt w Republice Dominikany.

Jeżeli zdecydujemy się na wycieczkę na prowincje, zaraz po opuszczeniu hotelu zobaczymy inny świat. Po przejechaniu kilku kilometrów ukażą nam się krajobrazy rodem z amerykańskich równin. Zobaczymy pastwiska gdzie wypasają się olbrzymie stada krów. Jednak nawet bydło tutaj jest inne od tego, które możemy zobaczyć w Polsce. Rasy które możemy spotkać w Dominikanie najczęściej to Droughtmaster i Zebu.  Dają one chyba najsmaczniejsze mięso wołowe na świecie. Znawcy twierdzą, że z wołowiną dominikańską może się równać jedynie wołowina argentyńska. Po kilku kolejnych kilometrach jazdy krajobraz zaczyna się zmieniać. Pojawiają się lasy palmowe, plantacje ryżu i trzciny cukrowej. W oddali widać szczyty kordyliery orientalnej. Po przyjeździe do pierwszej napotkanej wioseczki polecam odwiedzić kilka obiektów które możemy spotkać w niemal każdej miejscowości, np. szkołę. Zwykle jest to mały budynek, do którego uczęszcza średnio około 50. uczniów. Znajdują się tam  3 – 4 klasy i plac wykorzystywany do zajęć z wychowania fizycznego. Osoby z zewnątrz są zszokowane faktem, iż każda szkoła dominikańska jest ogrodzona drutem kolczastym. Zajęcia odbywają się tutaj na dwie zmiany. Chodzi o to, żeby dzieci które mają obowiązki domowe, muszą pomóc rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa, mogły również uczestniczyć w systemie edukacyjnym. Dzieci w trakcie 8-letniej szkoły podstawowej mają jedną i tą samą nauczycielkę, a do jednej klasy uczęszczają dzieci w różnym wieku. Pomimo tego, że w Dominikanie jest obowiązek szkolny, to jednak nie wszyscy rodzice go przestrzegają, a odsetek analfabetów wynosi około 13 %. Kolejnym obiektem który możemy zobaczyć w niemal każdej wioseczce, to „banca”. Nie jest to jednak placówka bankowa, a odpowiednik naszego lotto. Dominikańczycy są wiecznymi marzycielami, a częstym tematem ich rozmów jest to, co zrobią oni z wygranymi milionami. Wchodząc do miejscowego colmado (sklep połączony często z barem lub rozstawionymi przed nim plastikowymi krzesłami) czujemy się jakbyśmy cofnęli się w czasie do lat 60 i znaleźli się w wiejskim GS. Colmado, to sklep w którym możemy nabyć wszystko co nam będzie potrzebne do codziennej egzystencji. Można się tu zaopatrzyć między innymi w pieczywo, nabiał, napoje, ale także artykuły przemysłowe, takie jak kalosze, drut kolczasty, lasso, garnki żeliwne, czy też motykę. W colmado możemy także zakupić najlepszy karaibski Rum Brugal, czy najzimniejsze piwo świata – dominikańskie Presidente. Żeby ułatwić utrzymanie temperatury trunku, piwo podawane jest w butelkach zawiniętych w serwetkę. W Dominikanie nie ma zakazu spożywania alkoholu w miejscach publicznych, więc piwko najczęściej jest pite na zewnątrz sklepu. Przeciętnego turystę z polski zaskoczą z pewnością ceny.  Na przykład: piwo Presidente 0,33 to koszt ok. 6 PLN, rum 0,7 to wydatek rzędu ok. 30-40 PLN, kilogram piersi z kurczaka – ok. 30 PLN, litr mleka – ok. 4-5 PLN , bułka – ok. 1,5 pln. Jeżeli uświadomimy sobie, że Dominikańczycy zarabiają przeciętnie 300 $ miesięcznie, a ceny w sklepach są niemal dwa razy wyższe niż w Polsce, to możemy sobie wyobrazić, że Dominikańczycy są bardzo gospodarnymi ludźmi. Po kilku minutach spaceru możemy zobaczyć kościół. I tu pojawia się kolejne zdziwienie, kościół jest malutkim, skromnym budynkiem mieszczącym około 50 osób. Msze odbywają się tutaj codziennie rano o godzinie 8, a uczestniczy w nich zaledwie kilka osób. W niedziele odbywają zwykle 3 msze. Msza poranna rozpoczyna się o 8, południowa o 11 a wieczorna o 18. Pomimo tego, że około 70% Dominikańczyków to katolicy (w Dominikanie istnieją również inne odłamy Chrześcijaństwa, tj.: ewangelicy, adwentyści dnia siódmego czy zielonoświątkowcy), to na niedzielną masze uczęszcza około połowa mieszkańców wsi. Niedaleko kościoła znajduję się cmentarz i tu możemy stwierdzić kolejne różnice. O ile sama ceremonia pogrzebowa wygląda bardzo podobnie jak u nas w kraju, to już sam cmentarz zaskakuje. Okazuje się bowiem, że Dominikańczycy nie składają zwłok swoich bliskich do ziemi, a budują kilkukondygnacyjne grobowce rodzinne. Po wyglądzie grobowca łatwo zorientować się co do zamożności osób w nim pochowanych. Ale my wracamy do świata żywych i odwiedzamy typowy domek dominikański. Większość domostw dominikańskich to małe, jednokondygnacyjne, niepodpiwniczone budynki. Bardzo często są one pokryte blachą falistą. Większość turystów z Polski porównuje te domki do polskich „takich lepszych altanek działkowych”. Wyposażenie domu zależy oczywiście od stopnia zamożności mieszkańców, jednak niemal każde gospodarstwo jest wyposażone w sprzęty pozwalające na wygodne życie. W prawie każdym domu możemy natknąć się na wysokiej klasy sprzęt grający czy telewizor, nie zobaczymy jednak komputera. Wnętrze mieszkania tak naprawdę nie różni się zanadto od wnętrza skromnego domostwa na polskiej prowincji. Znajdują się tam osobne sypialnie dla dzieci, osobne dla rodziców, salon gdzie możemy zobaczyć telewizor czy sprzęt grający. Kuchnia znajduję się bardzo często w osobnym pomieszczeniu i jest dobrze wyposażona, między innymi w kuchenkę gazową i  lodówkę. Jeżeli będziemy mieli szczęście gospodyni poczęstuję nas obiadem.  Danie narodowe Dominikańczyków to tak zwana bandera Dominikana. Jest to to grillowany kurczak lub wołowina, ryż i sos fasolowy. Danie to jest podawane z sałatką okraszoną sosem vinaigrette. Najczęściej przyrządzanym mięsem jest kurczak, ale jak już wcześniej wspomniałem Dominikańczycy mają również genialną wołowinę. Ziemniaki są tutaj dosyć drogie, więc często zamiast niej używa się jukę, maniok, bataty czy platano (banany skrobiowe). Podobnie jak w Polsce, domy wiejskie są często wielopokoleniowe. W przydomowym ogródku możemy spotkać kawę, kakao, chinole (dominikańska marakuja), czy karambolę. Jest tam również miejsce do wypoczynku na hamaku. Mieszkańcy tych wiosek to głównie osoby pracujące w rolnictwie, duża część  mieszkańców dojeżdża do pracy do miasta, gdzie pracują głównie w szeroko pojętych usługach lub drobnym przemyśle. Jeżeli wioska jest położona niedaleko ośrodka turystycznego, jej mieszkańcy niemal w stu procentach znajdują zatrudnienie w  hotelach.

Na dominikańskiej prowincji jest bardzo zielono. Ponad 1/3 tego kraju to tereny zalesione. Rośnie tutaj dużo roślin niespotykanych w Europie. Możemy tutaj zobaczyć między innymi: mangowce, drzewa kauczukowe, cynamonowce, mango, awokado, plantacje ananasów, flamboyant, gujawę czy pędy wanilii. Przy drodze możemy natknąć się na osoby sprzedające lokalne wyroby. Można się u nich zaopatrzyć w kawę, kakao, wodę z kokosa czy obraną trzcinę cukrową, zastępującą słodycze. W miejscach w których nie ma stacji benzynowej, paliwo sprzedawane jest w plastikowych lub szklanych butelkach.

Wspomnieć należy również o tym, że bogaci Dominikańczycy często mają na wsi drugi dom, do którego przyjeżdżają na weekendowy wypoczynek. Osoby, które takiego domu nie posiadają, spędzają czas wolny na tzw. „rancho”. Są to ośrodki różnej wielkości, od małych, skromnych, przypominających nasze gospodarstwa agroturystyczne, do większych ośrodków, które w tygodniu są odwiedzane przez turystów, a w weekend wypoczywają w nich tubylcy. Tego typu rancho organizuje również imprezy okolicznościowe jak wesela, chrzciny czy też urodziny. W takim ośrodku możemy obserwować ptaki (papugi, flamingi), zapoznać się z miejscową fauną i florą, a także wypić wodę z kokosa. Czasem jest tam również basen czy boisko do siatkówki.

Mam nadzieję, że choć trochę ukazałem Państwu oblicze zwykłej, a zarazem najprawdziwszej Dominikany. Z czasem będziemy opisywać inne miejsca, zwyczaje czy też rzeczy związane z tutejszą prowincją. Natomiast wszystko (a nawet więcej) opisane w powyższym tekście możecie zobaczyć podczas naszej wycieczki Aventura Dominicana all inc.

Dlatego mówię Wam „hasta luego! w colmado na partyjce domino, w akompaniamencie bachaty, przy zmrożonym Presidente.

 

Mateusz Chyłka