Santo Domingo – przygoda nie tylko z historią

Czy warto?

Trochę przewrotnie zacząłem od pytania, które jednak słyszałem już tyle razy, że nie sposób pozostawić je bez odpowiedzi. Wielu turystów odpoczywających w Dominikanie słysząc o proponowanej wycieczce do stolicy kraju zaczyna zastanawiać się, czy spotka ich tam coś, co wynagrodzi dzień spędzony poza piękną, słoneczną plażą? Najczęściej w przewodnikach czytają o historii miasta, a wiadomo przecież, że nie każdego pasjonują dawne dzieje. Postanowiłem więc uspokoić wszystkich wątpiących i przekonać, że Santo Domingo ma dla każdego coś interesującego, a tym czymś jest przygoda w najróżniejszej formie. Dla jednych będzie to wspomniana przygoda z historią, a dla innych nie. Znajdą się też pewnie i tacy, którzy będą chcieli, niczym wytrawni smakosze, spróbować jednego i drugiego. Pozwólcie zatem poprowadzić się po Santo Domingo, jednak nie w taki sposób, jakbyście czytali przewodnik. Ja postaram się Was przekonać by do stolicy Dominikany pojechać, a resztę… resztę zobaczycie sami!

Z przewodnikiem, czy bez przewodnika?

Jeżeli już zdecydowaliście się na wycieczkę, to prawdopodobnie usłyszycie w hotelu, że najlepiej do Santo Domingo pojechać wynajętym samochodem, może taksówką – byle z tym, kto podaje mniejszą cenę. Oczywiście każdy sam ocenia sytuację, ale ja gorąco namawiam na wycieczkę z przewodnikiem – szczególnie jeśli po raz pierwszy chcecie udać się na takie zwiedzanie. Pamiętajcie, że przewodnik zagwarantuje, że w żadnej sytuacji nie zostaniecie bez wsparcia i informacji. Osobiście „przetestowałem” pod tym względem „Rico Travel”, czyli firmę, która zapewnia personel doskonale przeszkolony, ale też składający się z pełnych pasji entuzjastów Dominikany. Takie połączenie zapewnia, że nie będziecie żałowali swojej decyzji!

I nie jest ważne, czy chcecie cały dzień poświęcić na poznawanie historii, czy też wręcz przeciwnie – szukacie świetnych okazji do zakupów lub zapoznania się rozrywkami, które oferuje stolica. Zapewniam, że z przewodnikiem wszystko uda się zorganizować sprawniej, bezpieczniej i często też o wiele weselej!

Czy da się bez historii?

Wiele osób pyta, czy jeśli nie interesują się historią, to znajdą w Santo Domingo coś dla siebie? Odpowiedź jest jak najbardziej twierdząca! Stolica Dominikany oferuje wiele atrakcji, a w tym również takie, które są rozrywką i odpoczynkiem w czystej postaci. Chciałbym o tym każdego przekonać, a być może przy innej okazji opowiem o tym, co miłośnicy historii mogą zobaczyć w mieście. Na razie jednak pozwólcie, że podpowiem coś tym wszystkim turystom, których dawne dzieje niezbyt interesują, a w Santo Domingo szukają czegoś niezwykłego. Tak, tak – tutaj można przeżyć wspaniałą przygodę również bez zagłębiania się w przepastne i burzliwe dzieje. Nie wierzycie? Zobaczcie sami!
Te co skaczą i pływają.

Doskonałym przykładem jest możliwość odwiedzenia „Acuario Nacional”. To niesamowite miejsce zbudowane w 1990 roku na obszarze około 5 tysięcy metrów kwadratowych ma jedno podstawowe zadanie – zaprezentować w bardzo atrakcyjny sposób ogromną liczbę najróżniejszych i najciekawszych stworzeń związanych ze środowiskiem wodnym (podobno jest tam aż 250 gatunków!). Możemy obejrzeć okazy niesamowite pod każdym względem: kolorów, kształtów, czy sposobu w jaki funkcjonują w swoim środowisku. Począwszy od maleńkich skorupiaków, a zakończywszy na wielkich rekinach, czy majestatycznie poruszających się żółwiach. Oczywiście największe wrażenie robi na turystach przechadzka w szklanym tunelu podmorskim, w którym obserwować możemy przepływające swobodnie stworzenia. Szczególnie dla osób, które nie nurkują może to być ogromna przygoda dająca złudzenia przebywania w zupełnie innym, niedostępnym dla nas na co dzień, świecie.

Podobną atrakcją jest istniejący od 1975 roku „Parque Zoológico Nacional Dominicano” znajdujący się przy Avenida La Vega Real (Arroyo Hondo Distrito Nacional). Ów ogród zoologiczny posiada całkiem dużą kolekcję zwierząt, a jego symbolem jest śmieszne, małe stworzonko, które żyje jedynie na wyspie Hispanioli, a w Polsce znane jest, jako Almik haitański (Solenodon paradoxus). Dominikańczycy zwą go „Solenodon” lub „Solenodonte” i choćby dla tego jedynego, wyjątkowego gatunku, warto odwiedzić ZOO w Santo Domingo.

Nie można też zapomnieć o słynnych jaskiniach znajdujących się w „El Parque Nacional Los Tres Ojos”. Miejsce to odkryte zostało wcale nie tak dawno, bo dopiero w 1916 roku, kiedy Dominikana znajdowała się po raz pierwszy pod okupacją wojsk USA. Wówczas to natrafiono na gęsto porośnięty roślinnością teren, który okazał się wspaniałym cudem natury. Sami powiedzcie ile stolic na świecie może pochwalić się własnymi jaskiniami o tak fantastycznych widokach? Nie są to bowiem żadne ciemne katakumby, ale przepiękne wnętrza skalane, a w nich słodkowodne jeziora, w których pływają kolorowe ryby. I oczywiście, jak to w Dominikanie, wszędzie wciska się intensywnie zielona przyroda, która nadaje temu miejscu magicznego charakteru. Dzięki temu zwiedzając „Los Tres Ojos” mamy wrażenie przebywania w zupełnie innym świecie!

Kiedy będzie zwiedzali to przepiękne miejsce, to koniecznie zwróćcie uwagę, że tam gdzie jaskinie nie mają „sufitu” i gdzie swobodnie wpada światło dzienne, tam też wszystko wygląda najbardziej bajecznie. Połączenie surowych skalnych ścian, cudownie zielonej roślinności i wody, w której przegląda się słońce – nie wiem, czy gdzieś indziej na świecie znajdziecie taki widok? Wątpię!

 

Film, to najważniejsza ze sztuk.

Jeżeli jednak dość macie zwierzą morskich i wszelkich innych, to skorzystać możecie choćby z kina 4D, w którym seans będzie zapewne miłym odpoczynkiem po kilkudniowym plażowaniu. Dokładnie na rogu ulic Calle Padre Billini oraz Isabel la Catolica zajduje się kino o nazwie „The Colonial Gate”. Kino jest naprawdę niewielkie, ale przystosowane doskonale do prezentowania filmów w technice 3D i 4D. Jeżeli chcemy poczuć się, jak w oblężonym przez korsarzy Santo Domingo, to przecież warto! Tak, tak – kino na w swoim stałym repertuarze film pt. „La Batalla de Santo Domingo”, w którym przeniesiemy się do 1586 roku by wziąć udział w słynnym łupieżczym najeździe sir Drake`a na miasto, a gdyby ktoś aż tak bardzo chciał uciec od historii, to kino prezentuje też filmową wersję „Małego Księcia” oraz stale uaktualnia repertuar. Oczywiście sala kinowa wyposażona jest w urządzenia, które pozwolą nam słuchać ścieżki dźwiękowej w jednym z 9 języków (polskiego niestety nie ma…).

Zona Colonial, czyli przez żołądek do serca.

Santo Domingo potrafi zaprezentować każdemu turyście radości przeznaczone dla podniebienia. Nie brakuje tu mniejszych i większych lokali serwujących najróżniejsze przysmaki. Wszystko zależy od tego co lubicie i na co macie ochotę. Można spróbować typowej dla Dominikany kuchni karaibskiej, ale też przypomnieć sobie, że w zglobalizowanym świecie fastfoody dotarły wszędzie. Jedna rada – nie obrażajcie się widząc, iż podawane są hamburgery. Dominikańczycy szczycą się naprawdę wspaniałą wołowiną i warto jej spróbować. Zresztą właśnie tutaj powstała całkiem oryginalna wersja hamburgera znana pod nazwą „Chimichurri”. Jest to taka dominikańska wariacja, której jednak nadal podstawą jest doskonały kotlet z wołowiny. Natomiast lista dodatków, sosów, warzyw w zasadzie jest nieograniczona.

Wielu turystów chce jednak spróbować zupełnie innych smaków i to takich, których raczej nie znajdą w ustandaryzowanych hotelowych restauracjach. Ja zdecydowanie polecam do spróbowania dwa dania, które w Dominikanie uchodzą za wspaniałe przysmaki. Pierwszym jest pożywna zupa „Sancocho”. W zależności do lokalu podawana jest w wersji bardziej lub mniej wykwintnej. W prostych wersjach znajdziemy w niej jedynie pyszną wołowinę i kurczaka, a w wyszukanych restauracjach „Sancocho” może zawierać kilka różnych rodzajów wspaniałych mięs.

Drugim daniem, które koniecznie trzeba wypróbować jest słynna „La Bandera Dominicana”. Zamawiając ją dostaniemy talerz ryżu oraz duszonej fasoli i mięsa. Kolory tego dania zbliżone są do narodowej flagi Dominikany i stąd też ta dumna nazwa. A co do samego smaku, to również w tym przypadku wiele zależy od punktu gastronomicznego. W nieco lepszej restauracji w roli mięsnej wystąpi oczywiście niesamowita wołowina. W mniejszym barze spodziewajmy się smakowitego kurczaka.

Jeśli jednak chcecie leniwie spędzić czas siedząc w uroczej kawiarni, chłodząc się pysznymi lodami, czy napojami, to trafiliście w odpowiednie miejsce! Na starówce w Santo Domingo znajdziecie pod dostatkiem wszelkiego rodzaju lokali, które zachwycą ofertą. Jedni wolą urocze kawiarenki otaczające „La Plaza de España”, czyli Plac Hiszpański. Inni nie wyobrażają sobie by nie wypić kawy w słynnej „La Cafetera”, która nieprzerwanie działa od ponad osiemdziesięciu lat. A ja proponuję również spróbowania dla ochłody i orzeźwienia, wspaniałych soków z owoców. Osobiście preferuję zimny sok z marakui, którą w Dominikanie zwie się „Chinola”. Zamawiając „jugo de chinola” (hugo de czinola), czy jak mówią inni „sumo de chinola” otrzymacie szklankę wspaniałego napoju o niesamowitym, niepowtarzalnym smaku. Ostrzegam, że Dominikańczycy lubią go dosładzać, więc może zdarzyć się, iż chcąc zrobić Wam ogromną przyjemność, wsypią do soku astronomiczną ilość cukru!

Pewnie też wielu z odwiedzających Santo Domingo zrobi sobie przerwę na zmrożone piwo „Presidente”, czy rumowy drink „Santo Libre” (bo jakże nie wypić go będąc w stolicy?!). Jednak ja namawiam do spróbowania ochłody w postaci pysznych lodów. Trudno tu polecić jakiś konkretny lokal, bo zdania są mocno podzielone. Znam takich smakoszy, którzy uważają, że najdoskonalsze lody podaje „La Heladería Valentino” mająca swe korzenie w Maladze gdzie firma powstała w 1973 roku (w Dominikanie otwarto pierwszy lokal „Valentino” dopiero w 2011 roku). Inni wręcz przeciwnie – uważają, że najwspanialsze lody znaleźć można w maleńkich lokalach rozsianych w całej Zona Colonial, a im bardziej kameralny ów przybytek, tym większa szansa na odkrycie doskonałych smaków. Myślę, że każdy wyrobi sobie swoje własne zdanie.

Na spacer i na zakupy.

Skoro już jesteśmy na przepięknej starówce w Santo Domingo, to koniecznie pamiętać trzeba o tym, że jest to doskonałe miejsce by przejść się i przyjrzeć nie tylko zabudowie, ale też temu, jak żyją Dominikańczycy. I nie ma co ukrywać – czasem warto dać porwać się zakupom.

Spacer po „Zonie” jest czymś naprawdę godnym polecenia, ale tylko pod warunkiem, że nie będziecie gnać na złamanie karku, a poświęcicie nieco czasu na spokojne rozglądanie się wokoło. Tym bardziej, że spacerując po starówce nie sposób nie zachwycić się jej architekturą, kolorami, zapachami i oczywiście muzyką, która unosi się wokół straganów, sklepów, barów, a także płynie z okien zwykłych mieszkań.

Trudno o polecenie jakiejś jednej i najlepszej trasy spacerowej, bo każda uliczka kusi przechodnia i może zdarzyć się tak, że nawet jeśli coś zaplanujemy, to zupełnie nagle „odkryjemy” cudowny sklepik z pamiątkami, niesamowitą knajpkę, czy po prostu cudowny widok. Czas nagle nam się zatrzyma i zanim się obejrzymy może się okazać, że trzeba jednak zweryfikować plany zwiedzania. Dlatego polecam zwyczajnie pospacerować i pobawić się w odkrywcę „Zony”.

Jeżeli jednak chcecie mieć koniecznie jakiś plan, to proponuję na początek założyć sobie, że w czasie zwiedzanie dotrzecie do trzech parków: „El Parque Colón”, „El Parque Duarte” i „El Parque Independencia”. Po pierwsze ruszając z „Parku Kolumba” będziecie mogli przejść się przepiękną „Calle El Conde” – ulicą, która wyłączona jest z ruchu samochodowego. Dla wszystkich spragnionych zakupów tu będzie prawdziwy raj – zarówno w postaci sklepów, sklepików, a także najróżniejszych straganów. Kupić tu można wszystko, począwszy od typowych pamiątek, a skończywszy na uroczych starociach, czy zakurzonych książkach. Zapewne spotkacie też studentów, którzy oferują wykonane przez siebie rysunki, czy niewielkie rzeźby będące kopiami sztuki Indian Taino (pierwotnych mieszkańców wyspy). Warto też zaglądać w boczne uliczki, aby nacieszyć wzrok pięknymi widokami starych kamienic, czy odnaleźć maleńkie sklepiki z cygarami, rumem i biżuterią.

Na końcu „Calle El Conde” odnajdziecie „El Parque Independencia” i tu możemy spokojnie odpocząć przed wyruszeniem w kierunku „El Parque Duarte”. Najlepiej uczynić to idąc „Calle Arzobispo Nouel”, którą to ulicą dotrzemy wprost do celu. A czeka na nas miejsce wprost stworzone do odpoczynku po spacerze, czyli niewielki, ale pełen uroku skwer poświęcony jednemu z Ojców Narodu. W cieniu drzew nabierzemy sił i być może przyjdzie nam ochota na przedłużenie naszej wycieczki uliczkami pięknej „Zona Colonial”.

Kilka rad na koniec.

Spacerując po Santo Domingo zapewne natkniemy się na osoby oferujące nam kupno różnych pamiątek, czy proszące nas o drobne pieniądze. Pamiętajmy jednak, aby nie afiszować się z posiadaniem większej ilości gotówki. Ostrożności nigdy za wiele!

Niekiedy na ulicy spotkać możemy obwoźnych sprzedawców napojów, lodów, przekąsek itp. Jeżeli nasze żołądki nie są przyzwyczajone do odmiennej kuchni, to nie kupujmy niczego co nie jest zapieczętowane, czy zakapslowane. Lepiej nie psuć sobie dnia szukając nieustannie „ustronnych miejsc”.

Sprawimy dużą radość Dominikańczykom używając choć kilku zwrotów w języku hiszpańskim. Warto nauczyć się paru słówek, aby móc podziękować lub o coś poprosić. Zauważyłem, że bardzo przydaje się podczas zakupów prosty zwrot „Cómo se llama esto en español?” (como se jama en spaniol), którym pytamy o to, jak dana rzecz nazywa się po hiszpańsku. W ten sposób łatwo poznamy nazwy przedmiotów, napojów, czy owoców. Dominikańczycy bardzo lubią uczyć turystów swojego języka i mają wspaniałą zabawę obserwując nasze niełatwe zmagania z hiszpańskim.

Jeśli planujecie zwiedzanie stolicy na własną rękę w jeden dzień będąc w okolicach Punta Cana, to zdecydowanie odradzam. Rozkład jazdy komunikacji publicznej jest tak ułożony, że w samym mieście spędzicie maksymalnie 4 godziny i nie zdążycie zobaczyć zlokalizowanych poza centrum jaskiń Tres Ojos czy też Faro de Colon. Ostatni autobus do Bavaro odjeżdża o 16, a trzeba być około godzinę wcześniej na „dworcu”, aby mieć pewność miejsca (nie można wykupić biletu z wyprzedzeniem). Dodatkowo dojazd z hotelu na dworzec w Bavaro, autobus do stolicy i z powrotem i znów taxi do hotelu, to są spore koszty. Dlatego jeśli chcecie zwiedzić Santo Domingo na własną rękę, to wybierzcie się na minimum 2 dni. Chyba, że pojedziecie wynajętym autem, jednak jest to „przygoda dla odważnych”. Tysiące samochodów i motorków łamiących podstawowe zasady ruchu drogowego (jazda pod prąd, nadkomplet pasażerów w pojazdach, niesprawne auta do tego stopnia, że tylko właściciel wie jakim cudem ono się porusza), a do tego ponad połowa nie posiadająca nawet podstawowego ubezpieczenia. Jakby tego było mało, możemy mieć „przyjemność” spotkania z miejscową policją, która za wszelką cenę będzie chciała udowodnić nam wykroczenie, aby podzielić się z nimi amerykańskim banknotem 🙂

 

Andrzej Młynarczyk

pracownik IPN, pasjonat Dominikany i dziejów Hispanioli,  twórca bloga „Niedźwiedź w Dominikanie”

 

Nie ma zdjęć w tej galerii.

 

 

 

 

Tagged , ,